Miłość uderza niespodziewanie. Nie można się przed nią schronić. Nic nie jest w stanie jej powstrzymać. Kiedy już znajdzie swoją ofiarę, chwyta się każdych, możliwych sposobów, by wygrać. Nic nie ma dla niej znaczenia. Nieważne są pieniądze. Ma gdzieś pozycje społeczną. Liczy się tylko wygrana, a jest nią połączenie dwóch osób, które raz stanowią jedność. Nikt nie może się przed nią uchronić, ale również jej pospieszyć. To ona sama wybiera odpowiedni moment. Kiedy już zacznie działać, może wydawać się, że nie jest to odpowiedni czas. Możemy uważać, że to bez sensu. Miłość może tylko wszystko bardziej skomplikować. Nie jest nam potrzebna. Tylko że ma ona gdzieś nasze zdanie. Nie obchodzi jej to. Wie, co jest dla nas najlepsze. Czasami będziemy musieli podjąć niezwykle trudne decyzje, ale kiedy odnajdziemy już drugą połówkę naszej duszy, to choćby wszystko chciało nas rozdzielić, to miłość z niezwykłą siłą, będzie popychała te istoty ku sobie bez względu na wszystko. Kochani, jeśli regularnie odwiedzacie mojego bloga to wiecie, że twórczość Mii Sheridan znajduje się u mnie na pierwszym miejscu. Kiedy jej kolejna książka trafia w moje ręce, to nie mogę być obiektywna. Od razu się w niej zakochuję i tak było również teraz. „Bez szans” podbiła moje serce i nie potrzebowała do tego armii rosłych mężczyzn z karabinami. Wystarczyła tylko historia, która mnie niezwykle wzruszyła. Nie wiem, jak ta kobieta to robi, ale jej książki niszczą moją duszę. Każda z nich jest dla mnie wyjątkowa i nigdy się to nie zmieni. Zapraszam do zapoznania się z recenzją!

 

„- Tenleigh Falyn! – zawołał Kyland, dając mi do zrozumienia, że on też wie, jak się nazywam. Zatrzymała się i spojrzałam pytająco za siebie. Odgarnął włosy, przez ułamek sekundy sprawiając wrażenie niepewnego.

- Dałem kanapkę Joan Lytle…- Spojrzał w przestrzeń, jakby starannie dobierał słowa. – nawet w naszej sytuacji zawsze znajdzie się ktoś, kto jest głodniejszy. A głód, cóż, przybiera różne postacie, - Schylił głowę, - Usiłuję o tym pamiętać – dokończył cicho z lekko zawstydzoną miną. Wepchnął ręce do kieszeni, odwrócił się i odszedł drogą w dół. Oparłam się o ścianę przyczepy i patrzyłam za nim, dopóki nie zniknął. Kyland Barrett nie był wcale tym, za kogo go miałam. I coś w tym odkryciu powodowało, że czułam się zdezorientowana    i podekscytowana. Nie byłam pewna, czy mi się to podoba.”

 

W upadającym górskim miasteczku Kyland i Ten zakochują się w sobie wbrew rozsądkowi i na przekór surowej rzeczywistości.

Kyland marzy tylko o tym, by przetrwać. Zaciska zęby i robi wszystko, by nie pokonała go bieda i samotność. Nie zamierza też oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w którym przyszło mu dorastać. Dla Ten codzienność to nieustanna walka    o własna godność. Zmagania z chorobą matki i ludzką nieprzychylnością wymagają od niej wyjątkowej siły. Oboje rywalizują o bilet do lepszego życia, który może otrzymać tylko jedno z nich. Ktoś odejdzie, ktoś zostanie. Czy po latach zdołają spojrzeć sobie w oczy, jeśli poświęcą miłość dla przetrwania?

 

„Odwróciłam się, zgarnęłam kolejna porcje śniegu i zaczęłam rzucać w Kylanda jedna śnieżkę za drugą. Unikał ich i klął, ale wciąż się do mnie zbliżał. Znów się odwróciłam            i pobiegał. Zrobiłam jakieś trzy kroki, kiedy nogi usunęły się spode mnie i padłam jak długa w śnieżna zaspę po prawej stronie. Krzyknęłam, a potem znieruchomiałam. Płakałam wpatrzona w czyste zimowe niebo, a płatki śniegu opadły mi na twarz. Czułam się całkowicie zdruzgotana i samotna. Usłyszałam szybko zbliżające się kroki Kylanda, a następnie zostałam otoczona ciepłymi ramionami i podniesiona ze śniegu, ale wciąż płakałam, bo wyparowała ze mnie wola walki.

- Cii. – Usłyszałam łagodny, męski głos. – Cii, jestem przy tobie. Już dobrze. Już dobrze, Tenleigh. Jestem przy tobie. Zarzuciłam mu ręce na szyje, drżąc i usiłując mocniej wtulić się w jego ciepło, w jego uspokajające słowa.”

 

            W mroźnym, umierającym górskim miasteczku od dawna źle się dzieje. Po tragicznym wypadku w kopalni wiele osób straciło życie, a ich rodziny wszelkie środki do życia. Od tamtego czasu w pięknym, tajemniczym mieście głód zagląda ludziom w oczy, a chłód towarzyszy bez przerwy. Społeczeństwo nie ma nadziei na poprawę swojego losu. Zbyt wiele się wydarzyło…

            Tenleigh Falyn stara się o stypendium. Pragnie wyrwać się z tego opuszczonego przez Boga miejsca i rozpocząć swe życie gdzieś indziej. W miejscu, w którym jej rodzinie nigdy więcej nie będzie towarzyszył głód. Dziewczyna ma wielkie marzenia i stara się je zrealizować z wielkim poświęceniem, ale kiedy pewnego dnia do sklepu, w którym pracuje wchodzi Kyland Barrett, wszystko się zmienia…

Kyland stracił większość rodziny w tragicznym wypadku, który zdarzył się wiele lat temu      w zakątku Appalachów i od tego czasu musi radzić sobie sam. Wie, że nie ma tu dla niego przyszłości. Zrobi wszystko, by zdobyć stypendium i wyjechać, ale kiedy Tenleigh ratuje go    z opresji, jego serce powoli mięknie…

Choć nigdy nie powinni się do siebie zbliżać, to przeznaczenie ma inne zdanie. Konkurenci    o stypendium zaczynają coś do siebie czuć. Wiedzą, że kiedyś będą musieli się rozstać, ale nic nie może powstrzymać pożądania, które między nimi narasta. Tylko co się stanie, kiedy jedno z nich wygra, a drugie będzie zmuszone zostać w wymarłym miasteczku? Czy miłość potrafi przezwyciężyć taką przeszkodę? A może w tej historii nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie?

„ – Haj, Tenleig – wyszeptał po chwili.

- Tak?

- Ta książka „Droga”?

- Hmm? – wymruczałam, przypominając sobie jego kiepski dowcip z użyciem słowa „pochłaniać” w odniesieniu do książki o kanibalach. Uśmiechnęłam się sennie.

- Jest tam taki fragment o podtrzymywaniu płonącego we wnętrzu ognia, „choć nikły, choć ukryty”.

- Tak – odparłam łagodnie.

- Myślę czasem o tym zdaniu. Myślę, że ten nikły ogień to nadzieja. Trzeba go podtrzymywać, żeby przetrwać trudne czasy, czasy, które zdaja się tak bolesne, że nie chcesz już dłużej żyć. Otwarłam oczy.

- Co podtrzymuje twój ogień?

- Nadzieja, że życie nie zawsze będzie sprawiało tak ogromny ból. Wiara, że któregoś dnia się stąd wyniosę, że nie będę głodny i zmarznięty w nieskończoność. To dodaje mi sił. To mój ogień. Pomaga mi robić to, co trzeba, żeby przetrwać i pomaga mi mniej sobą gardzić”.

 

                „Bez szans” to jedna z tych książek, o których nie wiem, co napisać. Nie dlatego, że jest zła. Nie dlatego, że jest średnia. Nic z tych rzeczy. Po prostu brak mi słów. Mia Sheridan kolejny raz skradła mi oddech i prawie zmiażdżyła głębokością, pięknej swojej twórczości. Kocham w jej powieściach przede wszystkim to, że pisze o normalnych ludziach i ich problemach. Na co komu przystojni miliarderzy w luksusowym samochodzie, kiedy jeden biedny, zraniony przez Zycie bohater sprawia, że serce uderza o milion razy szybciej,             a wzruszenia nie można powstrzymać. Kiedy przeczytałam jej pierwszą powieść, wiedziałam, że to autorka dla mnie i każda kolejna pozycja, jak wyjdzie spod jej pióra, tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Uwielbiam brutalne piękno, które ukazuje. Powieści Mii trafiają prosto w serce, a kiedy już raz w nim zagoszczą, nie ma odwrotu. „Bez szans” to jedna z jej najlepszych historii. Wywołuje łzy, uśmiech, rozpacz, żal, miłość. Opowieść o ludziach, którzy choć nie mają nic, to tak naprawdę ich dusze SA pełne prawdziwych bogactw. Istoty, tak brutalnie skrzywdzone przez los, walczą z całych sił o lepsze jutro, a miłość tylko dodaje im skrzydeł. O czym jest ta książka? Przede wszystkim o poświęceniu. Prawdziwym oddaniu cząstki siebie dla innego człowieka, ale również o pięknie miłości, która nie zawsze jest usłana różami, ale daje nadzieję i sprawia, że ktoś pragnie stać się lepszy. To historia o wyborach, które nie są łatwe. Mogę wymieniać tak w nieskończoność, ale wolę zawrzeć to    w jednym zdaniu. „Bez szans” to opowieść o niezłomności oraz pięknie dusz, które oczekują na swoją szansę, a zarazem starają się pomóc swoim bliźnim. KOCHAM tę książkę i pragnę, by każda historia znalazła swoje szczęśliwe zakończenie!

 

„Posłałem jej szeroki uśmiech i powiedziałem: - To może być niebezpieczne. A jeśli będę próbował zaciągnąć Cię za włosy do swojego śpiwora, bo spanie na zewnątrz zrobi ze mnie jaskiniowca? – Uniosłem kącik ust, by wiedziała, że się z nią droczę. Od tak dawna nie zachowywaliśmy się beztrosko, a to było takie przyjemne. – Takiego sprzed tysięcy lat? – podjęła żarty, a w jej oczach błysnęło rozbawienie. Przechyliła głowę i spoważniała. - Nie opierałabym się – wyszeptała, przygryzając pełną dolna wargę”.

 

 

            Tenleigh to skromna, żyjąca w świecie fantazji dziewczyna, która pragnie lepszego życia dla mieszkańców górskiego miasteczka. Delikatna, łagodna, a zarazem niezwykle silna kobieta u progu dorosłości, która walczy o swoje marzenia. Nie straszna jej ciężka praca. Od lat jej rodzina nie może powiązać końca z końcem, a choroba matki wystawia ja na pośmiewisko, ale mimo to Ten nie traci nadziei. Pragnie czegoś więcej, a kiedy w jej życiu na dobre zadamawia się, Kyland wie, że stypendium może ich rozdzielić. Ten młody, samotny chłopak wyzwala w niej coś więcej. Dodaje jej sił każdego dnia i staje się oparciem, ale jak to w życiu bywa: nie każdego czeka szczęśliwe zakończenie. Kyland to zdeterminowany, chłodny młody mężczyzna, który od najmłodszych lat musiał nauczyć się sztuki przetrwania. Wie, że uczucia do Ten mogą zniszczyć jego jedyną szansę na uwolnienie się od tego przeklętego miejsca i rozpoczęcie nowego życia, w którym nigdy niczego mu nie zabraknie. Ta dwójka cudownych, pięknych ludzi będzie musiała podjąć niezwykle trudne decyzje. Nie zabraknie cierpienia mieszającego się z namiętnością, miłości okutej w stalowe kajdany, błędów, których być może nie będzie można naprawić. Ta książka to niezwykła historia.      To opowieść, którą się przezywa do głębi serca!

 

„Owszem, cierpiałem, ale zdałem sobie sprawę, że z ochota będę dla ciebie cierpiał, bo na tym właśnie polega miłość. Jesteś gotowa zrobić dla ukochanej osoby wszystko, gotowa się poświęcić, cierpieć, by ona nie musiała”

 

 

            „Bez szans” to historia, która rozbija serce na miliardy malutkich kawałeczków, które krwawią z każdym powiewem żalu, poruszając się wśród kropel namiętności oraz oscylując między prawdziwym uczuciem. Niesamowita, wzruszająca, piękna – długo nie mogłam się po niej pozbierać. Czekam z niecierpliwością na kolejne powieści Mii Sheridan. Choć za każdym razem mnie ranią, to i tak nie odmówię sobie tego bólu, by poznać zakończenie. Polecam!

 

Klaudia Aleksandra Grabowska